czwartek, 26 marca 2015

"Znaczące jest nie samo zdarzenie, tylko to, jak człowiek na nie zareaguje"

Hej kochani,

foto Sumik
był wieczór, ciszę za oknem przerywał jedynie charakterystyczny dźwięk hamujących silników podchodzących do lądowania samolotów, pies smacznie pochrapywał, a zapach ciepłej jeszcze kawy mieszał się z tlącą się na stoliku waniliową świecą...
Idealny czas na książkę! We wtorek z uśmiechem szaleńca wyciągnęłam ją ze skrzynki pocztowej, owiniętą w szary papier, a teraz czas najwyższy zajrzeć do środka. Zaczynamy recenzję „W cieniu” A.S.A. Harrison :)

Jeśli, podobnie jak ja, byliście zachwyceni "Zaginioną dziewczyną" i zachęceni informacją, że "W cieniu" powinna trafić w Wasz gust zabierzecie się do czytania, to będziecie okrutnie zawiedzeni.
Jeśli jednak, podobnie jak ja, odrzucicie przed lekturą "W cieniu" ten niedorzeczny pomysł, że będzie to książka podobna do "Zaginionej...", to będziecie zwycięzcami i wygracie świetnie spędzony czas, ze znakomitą pod względem budowania psychologii postaci i związku lekturą!

Nie wiem czy może być coś gorszego niż nastawienie się na książkę z wartką fabułą, szybkimi i zaskakującymi zwrotami akcji i nieprzewidywalnym zakończeniem, a zderzenie z książką praktycznie pozbawioną akcji, kilkoma ślamazarnymi zwrotami sytuacji i mało atrakcyjnym zakończeniem. Jeśli nie posłuchacie mojej rady o wyrzuceniu na dno podświadomości - a najlepiej jeszcze dalej! - porównania "W cieniu" do "Zaginionej...", to czeka Was czytelnicze seppuku. Nie żartuję. "W cieniu" jest świetne, ale nie ma pod względem gatunkowym nic wspólnego z "Zaginioną...". Harrison - podobnie, jak później Flynn w "Zaginionej..." - zaprasza nas co prawda do świata pozornie szczęśliwego małżeństwa, ale na tym właściwie kończy się podobieństwo między obydwoma książkami. Harrison nie próbuje bowiem stworzyć koronkowej akcji, nie bawi się z czytelnikiem w grę pozorów, a większość faktów podaje na tacy. To, co "W cieniu" ma do zaoferowania najlepszego to świetnie poprowadzona podróż po rozpadającym się związku i po zakamarkach ludzkiej psychiki, szczególnie w sytuacji kryzysu, ale nie tylko. Pod tym względem jest to książka wręcz wybitna.

foto Sumik
"W cieniu" moim zdaniem ma ślamazarną fabułę nie przez przypadek - w końcu związek nie rozpada się w pięć minut. Rozpadanie jest przeważnie długim procesem, na który składa się na ogół wiele lat, ogrom błędów, zaniedbań, niedopowiedzeń, zmiażdżonych marzeń, zdeptanych nadziei i przemilczanych krzywd. Związek, szczególnie wieloletni, narażony jest też na zabójczą rutynę, która paradoksalnie - o czym często zapominamy - niesie jednak ze sobą również poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Harrison przypomina przy okazji o tym, jak trudne jest codzienne balansowanie pomiędzy tym, co potencjalnie odświeżające, a tym, co przewidywalne i nudne, o tym jak łatwo tańcząc - nawet w parze - pomylić kroki, wypaść z rytmu i kompletnie stracić kontrolę nad sytuacją.

Uff, to czytać czy nie czytać? Czytać !! "W cieniu" zdecydowanie zasługuje na Wasz czas :) to jest bardzo, bardzo dobra książka ze świetną głębią w postaci znakomitej analizy rozpadu związku. Nawet jeśli męczą Was na ogół takie typowo psychologiczne wstawki - mnie też często to przeszkadza - to w przypadku powieści Harrison wszystko wydaje się być na swoim miejscu. W ogóle bardzo mnie fascynuje jak ta książka jest "uporządkowana" - chociaż opowieść podzielona jest pomiędzy dwóch narratorów (raz będzie to Jodi, a raz Todd), to podział ten jest perfekcyjnie skrojony: żadna ze stron nie jest faworyzowana, nie ma w niej żadnych fałszywych tonów, wszystkie elementy, zdania, pauzy i przemilczenia są idealnie na swoich miejscach. Świetne jest to, jak daleko od swoich bohaterów wydaje się być autorka - jednocześnie nie faworyzuje żadnego z nich, oddaje im głos po równo, nie feruje wyroków, a pomimo to udaje jej się naszkicować mocne, konkretne charaktery, które zapadają w pamięć. Zdecydowanie: czytać :)

Sumikowa


Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz