czwartek, 18 czerwca 2015

Mazury - post drugi, długi i właściwy :)

Hej kochani,


obiecaliśmy i jest (chociaż spóźniony o dzień!) - dłuuuugi (za co z góry przepraszamy!) post o naszym wyjeździe na Mazury :) chyba udało nam się pomieścić w nim wszystko: gdzie byliśmy, co widzieliśmy, a czego nie, gdzie można pysznie zjeść, a gdzie może nieco mniej pysznie ;) i co najważniejsze: zdjęcia, wrażenia, i mazurskość czyli wszystko to, co przekazać najtrudniej! oglądając zdjęcia (tym razem wszystkie naszego autorstwa) w ogóle mam wrażenie, że oddają one tylko ułamek tego, jak tam jest pięknie.. dzisiaj w Sumikolandii pada deszcz, jest szaro i trochę jesiennie, czyli klimat idealny na wspominki przy ciepłej kawie... zapraszamy!

Wyjazd zaplanowaliśmy chyba w listopadzie zeszłego roku.. wiecie już, że mamy taką tendencję, więc nie powinno Was to już dziwić ;) ale w sumie planowanie zakończyliśmy tym razem na etapie ustalenia daty i rezerwacji hotelu - resztą zawładnął król chaos :) na bazę noclegową i wypadową wybraliśmy tym razem Stary Młyn - Karczma i Hotelik w Upałtach (rzut beretem od Giżycka - jakieś 8-10km). Miejsce oceniamy dobrze, chociaż bez większej rewelacji (mieliśmy nadzieję na bardziej rodzinną i domową atmosferę i więcej pysznego jedzenia!). Jako baza wypadowa - znakomicie, jeżeli interesuje Was ta część Mazur oczywiście :) no i widok z ogrodu jest obłędny, prawda?


Ruszyliśmy w poniedziałek umiarkowanie rano ;) i jadąc przez Elbląg, Bartoszyce, Reszel i Świętą Lipkę dotarliśmy około 15.oo do Giżycka, a potem do Starego Młyna w Upałtach, gdzie zjedliśmy pierogi (ja dodatkowo rosół z domowym makaronem, o którym mówiłam chyba od okolic Elbląga, a atak alergii tylko nasilał moją rosołową manię prześladowczą!) wieczór spędziliśmy w Upałtach uskuteczniając lenistwo i błogi odpoczynek :)

Kolejny dzień, czyli wtorek, obudził się nieco pochmurny i stwierdziliśmy, że warto wsiąść w nasz dzielny pojazd i ... no właśnie? najpierw pojechaliśmy do Ełku - pochodziliśmy nad jeziorem, Łata zapoznała lokalnych kolegów i ruszyliśmy w drogę do Augustowa - gdzie jest pięknie! nad jeziorem, które otacza piękny las, jest cudny pomost, obok bajecznie położony amfiteatr.. pięknie :) tylko chmurzyło się ciągle.. uznaliśmy, że skoro jesteśmy już tak blisko (wcale nie!), to szkoda byłoby pominąć Białystok (!) i tym sposobem naszą skromną wycieczkę do Ełku skończyliśmy ponad 150km od bazy w Upałtach :) ale było warto!


Białystok jest bardzo ładny, a jednocześnie nie przytłacza rozmiarem. zjedliśmy pyszne kartacze (bar mleczny Jadwiga), zwiedziliśmy cerkiew (zdjęć robić nie wolno, ale uwierzcie - jest oszołamiająco piękna!) i pałac Branickich. Polecamy i mamy nadzieję, że kiedyś wrócimy :) w drodze powrotnej zaczęła się nasza przygoda ze strzałkami wskazującymi różne lokalne atrakcje i tym sposobem szukaliśmy w Starych Juchach jakiegoś narzutowego głazu polodowcowego, a znaleźliśmy starutki (acz czynny!) dworzec i parowóz :) dłuuugi to był dzień!

Środa przywitała nas za to przepięknym słońcem i praktycznie bezchmurnym niebem! nie było może jakoś szokująco ciepło, ale poprawa w stosunku do wtorku była zdecydowana :) zdecydowaliśmy, że jedziemy do miejscowości Krutyń, gdzie w knajpce Krutynianka serwują najpyszniejszą zupę rybną i najznakomitsze mazurskie dzyndzałki - czyli takie kartaczo-pierogi, które rozpływają się w sumikowych paszczkach :) posileni stwierdziliśmy, że spływ kajakami po Krutyni jest jednak obowiązkowy i po załatwieniu formalności, uzbrojeni w kajak, wiosła i psa (tak, w psa!) ruszyliśmy :) ahoj przygodo! spływ jest piękny - szczególnie pierwsze 2h (kolejne 2h do przystani w Ukcie są naszym zdaniem nieco mniej pięknie, a bardziej monotonne i wymagające) i szczególnie poza głównym sezonem - cisza, spokój i przyroda :) zresztą zobaczcie sami!


Czwartek był piękny i już trochę cieplejszy - piękne słońce i błękit, jak okiem sięgnął! Po śniadaniu ruszyliśmy na wycieczkę szlakiem połamanych semaforów. Po drodze odbiliśmy jednak lekko z kursu i pojechaliśmy zobaczyć miejscowość Gołdap, która nas po prostu oczarowała. Samo miasteczko jest bardzo urokliwe i zadbane, ale dosłownie 3-4km od centrum znajdziecie prawdziwą niespodziankę: wspaniałe Tężnie (!) gdzie pooddychacie zdrowym powietrzem i napijecie się leczniczej wody patrząc na piękne jezioro Gołdap, które znajduje się na samym skraju Puszczy Rominckiej :) w drogę!


wiadukty znaleźliśmy nieco później tego samego dnia - są wspaniałe, a te w Stańczykach po prostu o-grom-ne! warto zobaczyć, szczególnie, że droga też jest piękna :) wracając do domu pojechaliśmy zobaczyć kolejną niezwykłość, czyli piramidę w Rapie, ale po drodze lekko pobłądziliśmy i najpierw trafiliśmy do grobowca rodziny Steinertów, Obydwa obiekty są w stanie raczej opłakanym, co napawa smutkiem, bo o takie miejsca po prostu trzeba dbać. Niemniej warto zobaczyć i poczytać, bo obydwa grobowce są niezwykłe :) dodatkowo w Rapie macie możliwość dostrojenia się do moskiewskiej strefy czasowej - telefony wariują! ;) zmęczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy wieczorem do bazy :)


Ostatni mazurski dzień spędziliśmy już dużo spokojniej - byliśmy w Węgorzewie i Giżycku, a po drodze na kolejnym już cmentarzu wojennym. Sporo siedzieliśmy też nad wodą, bo pogoda była pyszna! w Giżycku zjedliśmy też jeden z najpyszniejszych posiłków - polecamy z głębin pełnych i szczęśliwych brzuchów Tawernę Siwa Czapla :) wspaniałe miejsce i wyborne dania kuchni lokalnej! niebo w gębie :) było cudownie, chociaż dopadała nas już nostalgia i żal, że powoli kończy się nasz mazurski czas.. ale to jeszcze nie był definitywny koniec ;)


Sobota, po deszczowej nocy, obudziła się w Upałtach wręcz jesienna - było chłodno, powietrze pachniało wilgocią, a nad jeziorem unosiła się lekka mgiełka.. Smutno! My też pochmurni zjedliśmy śniadanie i wtedy pojawił się król chaos w towarzystwie królowej spontanicznej i zaproponowali nam wypad do Torunia! Zgodziliśmy się :) i to był świetny pomysł! nigdy nie byliśmy w Toruniu, nigdy nie było nam po drodze, a już od dawna planowaliśmy, że kiedyś w końcu trzeba pojechać. jak trzeba, to trzeba! w drogę zatem :) spakowaliśmy torbę, psa i siebie i z łezką w oku pożegnaliśmy Mazury.. odgrażając się, jak zwykle, że niedługo wrócimy! :) a Toruń? tyż piękny, ino jeziora nie mają, tylko Wisłę i trochę tak hmm... miejsko? ;) niemniej, bardzo nam się podobało, zjedliśmy przepyszne makarony w Pasta&Basta - mało nie umarliśmy z głodu czekając, ale warto było, bo po pierwsze zobaczyliśmy Abelarda Gizę, jak zmierzał dziarsko do Hostelu, a po drugie (śmiem twierdzić, że ważniejsze!) makarony były wybitnie smaczne :D polecamy! uff, jeśli dotrwaliście do końca postu.. to serdecznie gratulujemy :D wyszedł długi, jak nieprzymierzając, stonoga ;) wyjazd był wspaniały, Mazury piękne i jedyne w swoim rodzaju! polecamy Wam z całego serca - szczególnie te chwile przed i po głównym sezonie, kiedy jest nieco spokojniej i ciszej :) a dla wytrwałych - Toruniolaż na koniec ;)

PS. jeśli jakimś cudem macie apetyt na więcej to Sumik prowadzi bloga i znajdziecie tam jeszcze więcej zdjęć :)

Wasze Sumiki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz