środa, 30 marca 2016

Ulubieńcy marca w Sumikolandii

Juhuu,

witajcie w kolejnych ulubieńcach - jeżeli jakimś cudem (jak Wam się to udało?!) przegapiliście poprzednich ulubieńców, to wpisy znajdziecie tutaj: ulubieńcy stycznia, ulubieńcy lutego :) Marzec już prawie za nami i jak każdy miesiąc, tak i ten, śmignął nam błyskawicznie! kwiecień już zagląda wesoło do okien, a zatem czas najwyższy na podsumowanie miesiąca i zbiór różniastych ulubieńców - będzie muzyka i będą filmy, chociaż chyba największym ulubieńcem jest wiosna!! książkowo od października nieustannie Dan Simmons - więc nie ma już za bardzo o czym mówić ;) wierzę gorąco, że w kolejnych ulubieńcach pojawią się wreszcie inni autorzy i będzie o czym napisać :D no dobrze, to do dzieła - ulubieńcy marca na start!!
Zacznijmy może od filmów - na muzyce zupełnie się nie znam i zapewne ograniczę się do prostego polecenia kilku wspaniałych nagrań, na które trafiłam trochę przez przypadek, ale trochę też nie - ponieważ film (też się na nim nie znam!) powoduje na ogół, że mój słowotok się nie kończy ;) 

Obejrzeliśmy w marcu dwa świetne filmy - zupełnie różne, nie mające ze sobą zupełnie nic wspólnego, poza tym, że bardzo je polecamy :) pierwszy z nich to znany Wam już pewnie 'Spotlight'. W skrócie: film opowiada o śledztwie dziennikarzy z 'Boston Globe', którzy w 2002 roku serią artykułów zdemaskowali gigantyczny skandal pedofilski w Kościele Katolickim. Nawet nie próbuję być wobec tego obrazu obiektywna, ponieważ w jednej z głównych ról możecie zobaczyć Michaela Keatona ;) ale żarty na bok - to jest bardzo, bardzo dobry, chociaż totalnie gadany film. Jego ogromną zaletą jest to, że od początku do końca konsekwentnie realizuje podstawowe zamierzenie: opowiedzieć tę historię dokładnie, aż do bólu. Moim zdaniem to jest zaleta i to nie byle jaka, ale jeżeli kogoś generalni nuży tego typu kino, to chyba odbierze to raczej jako wadę. 
Ogółem 'Spotlight' jest fantastycznym przykładem filmowego kolektywu (oczywiście nadal uważam, że Michael Keaton jest świetny!!) w którym właściwie żaden z aktorów nie gra pierwszych skrzypiec, natomiast wszyscy - na wzór oryginalnego zespołu dziennikarzy śledczych z 'Boston Globe' - grają do jednej bramki, wiedząc, że ta machina działa dobrze wyłącznie wtedy, gdy każde z nich wykonuje swoją pracę najlepiej, jak tylko potrafi. W efekcie otrzymujemy obraz, którego największą wartością jest treść - nie popisy aktorskie jednej z gwiazd, nie muzyka, nie reżyseria, nie pościgi czy inne fajerwerki, ale właśnie treść. Najważniejsze to opowiedzieć tę historię najdokładniej, jak to tylko możliwe, aż do bólu.

Drugi film to dokument opowiadający o niezwykłej Iris Apfel - 93-letniej ikonie mody, ale przede wszystkim 93-letniej mądrej życiowo kobiecie. Filmy dokumentalne oglądam tylko od czasu, do czasu, ale w mojej skromnej ocenie 'Iris' ogląda się po prostu znakomicie. To jest zupełnie nietuzinkowa kobieta i chociaż jej szaleństwo na punkcie mody lekko mnie przytłacza, to jest w tym filmie coś, co moim zdaniem, jest znacznie ważniejsze niż opowieść o modzie, trendach, poszukiwaniu własnego stylu czy drogi - to opowieść o życiu, o dokonywanych wyborach, ale przede wszystkim opowieść o pasji, ciekawości, wręcz głodzie świata i tego życia właśnie. Cudowne jest to, że mimo niebagatelnego wieku ta kobieta mogłaby obdzielić energią kilka osób, a jej nieustająca ciekawość ludzi i taka głęboka frajda z każdego kolejnego dnia jest po prostu zaraźliwa i przenosi się przez ekran.
Podróż przez życie Iris i jej męża jest wzruszająca, długa, piękna i przy okazji zabawna. Tych dwoje dobrało się wręcz idealnie i chyba nie nudzili się ze sobą, ani przez minutę. Ich energia, gesty, dopasowanie i miłość, wyrażająca się właśnie w spojrzeniach, drobnych gestach czy zachowaniu jest niezwykła. Przeżyli wspólnie kawał życia, zwiedzili pół świata, dekorowali Biały Dom dla kolejnych prezydentów, wypełnili ubraniami i meblami kilka kolejnych apartamentów i magazynów, odtwarzali tkaniny zgodnie z zapomnianymi już prawie technikami, zestarzeli się i nie żałowali ani chwili spędzonej razem :) brzmi dobrze, prawda? Obejrzyjcie koniecznie, jeżeli tylko uda Wam się odnaleźć ten film. Jest znakomity. Ta kobieta jest szalona, ale jednocześnie przekazuje kilka prawdziwych, życiowych mądrości - bardzo, bardzo Wam polecam!

No i na koniec odrobina muzyki! Pewnie większość znacie, słyszeliście, ale i tak będzie, bo tych kilka utworów towarzyszyło nam przez znaczną część miesiąca :) zaczynamy od 'nowej Brodki' - co za historia: dzisiaj premierę ma teledysk do tej piosenki! idealne zgranie - wracając do: zaczynamy od 'nowej Brodki'.. bo jak to z Brodką bywa, jest zupełnie niepodobna do swoich wcześniejszych wcieleń - też tak macie, że dorastacie gdzieś muzycznie razem z nią? Że razem z 'Grandą' przeżywaliście jakiś moment buntu? No to teraz ciach! Idzie nowe - 13 maja wychodzi płyta 'Clashes', a poniżej 'Horses' - utwór(i od dzisiaj klip!), który promuje to nowe wydawnictwo! :) ja czekam bardzo, bardzo i tak samo bardzo, bardzo jestem ciekawa czy cała płyta utrzymana będzie w takim klimacie!


Była Brodka, to czas na późno odkryte, ale jednak, 'The Dumplings' - klimatycznie podobne, acz nieco inne :) polecam tak samo mocno! nic więcej nie umiem napisać, ale bardzo lubię słuchać i to gorąco polecam robić z utworami 'The Dumplings' - nie tylko z poniższym, ale ze wszystkimi! słuchać i to dużo :)

No i na koniec moje ukochane Cigarettes After Sex i 'Nothing's Gonna Hurt You Baby', które z jakiegoś powodu muzycznie przypomina mi gdzieś o głębokiej miłości do Joy Division. Nie wiem dlaczego, bo aż tak podobna muzyka to to nie jest, ale jednak ;) w każdym razie - zostawiam Was z poniższym kawałkiem i w ogóle z Cigarettes After Sex, bo nie słyszałam żadnej ich piosenki, której bym nie polubiła :) polecam zatem gorąco! I do następnych ulubieńców :)

Pozdrawiamy - Wasze Sumiki ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz